piątek, 25 listopada 2016

Magia na codzień czyli kurs na czarownice dla początkujących



Podobno magia nas otacza... Jest wszędzie, tylko chodzi o to, żeby ją umieć dostrzec. Pełna wiary, że chcieć to móc, zaczęłam jej intensywnie poszukiwać, zdając sobie sprawę iż człowiek zabiegany, ciągle zajęty przyziemnymi sprawami, zestresowany i przemęczony... poprostu jej nie zauważa i zwyczajność zaczyna go toczyć jak żuk gnojowy swoje kulki...

I okazało się to prawdą.

Nie zauważałam magii stojąc nad zlewem i szorując od 15 minut garnek w którym to gulasz się przypalił. Sam się przypalił. Taki świński nawyk gulaszu. Nic dziwnego zresztą, że świńskiego nawyku nabrał ten gulasz, skoro był wieprzowy. Taka natura, trudno go za to winić.

Kiedy już wyszorowałam gar, pomyłam szklanki, talerze i słoik po śledziach i kiedy to doprowadziłam do sterylnego lśnienia zlew, zadzwonił telefon.

To był moment... Obrotowy zresztą... Obróciłam się tylko na pięcie, żeby dojść do pokoju, powiedzieć do słuchawki "słucham" i w mgnieniu oka poddać się stereotypowi kobiety zmiennej, więc jednak "nie, dziękuje rozmyśliłam się i już nie słucham". Dorzuciłam jeszcze tej miłej pani, która przedstawiła się Michał Jakiśtam z menandżment entertajment łorld corporejszyn big, że jako puch marny, sypiam tylko pod kołdrami puchowymi a z owiec to mogłabym gulasz ewentualnie zrobić (może by się nie przypalił) a nie poduszkę. I pobiegłam z powrotem do kuchni napawać się lśnieniem, refleksami i ogólnym glamurem swojego zlewu...

A tu... ups... niespodzianka... To znaczy... Cud!

Zlew, w momencie kiedy ja się obracałam na pięcie sam się zapełnił brudnymi naczyniami. Czary! Taka trochę zmodyfikowana wersja stoliczku nakryj się. Jak się zastanowić, to nie tylko zlew potrafi się w cudowny sposób zapełniać. Pojemnik na śmieci ma to samo.Kosz na brudy też. Magia no...

Magia codzienności. Aż się wzruszyłam...

Zresztą takich magicznych przedmiotów w domu mam więcej.
Zamiast siedmiomilowych butów mam siedmiomilowe skarpetki, które cudownie odchodzą w świat szeroki. Niestety zawsze pojedynczo i tylko te niedziurawe.

Gdzieś w łazience musi być ukryta czapka niewidka. Kiedyś ją namierzę, zlikwiduję i zapewne tym samym rozwiążę problem znikającego notorycznie papieru toaletowego, szamponu, mydła, pasty do zębów i wielu innych rzeczy...

Nie mam latającego dywanu, bo wogóle nie mam dywanu ale za to latające po całym mieszkaniu bluzy, spodnie i plecaki mam. Te ostatnie zresztą mają brzydki zwyczaj, bezgłośnego lądowania pod moimi nogami w ciemnym przedpokoju. Też się wtedy wzruszam i to skutkuję tym, że mówię w obcych językach. Łacina mi się odblokowuje...

Nikt nigdy się do tych wszystkich dziwów, dziejących się w mieszkaniu nie przyznał, więc muszą to być czary... Zadowolona więc i w dobrym humorze, którym przepełnił mnie fakt odnalezienia jednak ezoteryki i magii w codzienności, zabrałam się za szorowanie kolejnej, cudownie zmaterializowanej w zlewie, porcji brudnych naczyń. To mnie wprawiło w tak doskonały nastrój, że aż zaczęłam sobie podśpiewywać. Taplając w pianie zaschły na talerzu, jakiś tydzień temu ketchup,  nuciłam pieśń "w moim magicznym domu"...

Ps.
No dobra... Nazmyślałam trochę. Zdarzeniem niemożliwym, czyli znajdującym się w zbiorze zdarzeń z zerowym prawdopodobieństwem jest nucenie przeze mnie "w moim magicznym domu". Podczas zmywania naczyń śpiewam ale raczej to: 




4 komentarze:

  1. Ja mam zaległości, nie powiem... Bo tak. Pierwszego wpisu nie skomentowałam niejako umyślnie, bo dużośmy o tym gadały, choć przecież ani razu. Trudno się identyfikować, choć wszystko wrze. Ja się tylko boję jednego, jedyna rzecz, w której się boję o Ciebie, choć przecież strasznie, strasznie na wyrost: żeby z nieidentyfikacji nie zrobić nowej identyfikacji, nowego bożka. Bo wyobrażam sobie, ba, wyobrażam, wiem, jak to korci. Tylko że ja zawsze historycznie się boję, że jak będę siedzieć i zaśmiewać się z identyfikacji z lewej i z prawej, to nagle ze zdziwieniem stanie obok mnie krematorium z zagazowywanymi ludźmi, które następnie rozwalą bohaterscy przybysze, tylko że po rozwaleniu wypędzą do łagrów tych, którzy próbowali gazowanych ratować a nie gazujących. Innymi słowy: trzeba być czujnym. I kiedy trzeba machnąć ręką na nieidentyfikowanie się, tylko się zidentyfikować. Na przykład ze zdrowym rozsądkiem, który reprezentowany jest mimo wszystko przez ostatnie (nie liczą tego zupełnie ostatniego) kilkanaście lat, jakie by niedoskonałe nie były.

    Drugi wpis jakoś przeoczyłam umyślnie, nie, żebym coś, tylko widziałam dużo na fejsie i ileż można się zachwycać, Ty mi powiedz??? (można, wiem).

    Trzeciego nie mogłam skomentować, bo bym tylko kiwała głową. Mnie też Kult się tak straszliwie nie nudzi, że to aż nudne. A za Tatę Kazika razy dwa dałabym grammy, reszta płyt była po prostu super, ale Tata to mistrzostwo.

    Ale tu muszę skomentować. Ze trzeba być Tobą, żeby.... To ja mam wiedźmę wytatuowaną na stopie, ale trzeba być TOBĄ żeby mieć ją w sercu wypieprzoną najczarniejszym atramentem błyszczącym się kryształowo. Serio. Serio i serio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mozesz zalegać... Oddajesz z duzym procentem. No tak... wiem, że może to wyglądać tak iz ja się nieidentyfikuje dla zasady ale tak nie jest. Ja bardzo bym chciała sie identyfikować, ja też jak wszyscy ludzie potrzebuję takich co myślą tak jak ja. Mnie bardzo cieszy kidy kiełkuje we mnie ta nadzieja że razem możemy wszystko. Że to co mnie wkurza, wkurza tez innych i razem pójdziemy i będziemy palić butelki benzyny i rzucac kamienie... I tym bardziej jest mi przykro i jestem zawiedziona i tym samym coraz bardziej cynizm i dezaprobata we mnie rośnie kiedy sie okazuje, że ja jednak nie mogę z nimi. Że identyfikacja "przeciw" to dużo za mało by sie identyfikować. "Za" mamy już różne. Ja nie potrafię manifestować wdedług gwizdka wodzirejki i krzyczeć hasła,tylko dlatego że inni je krzyczą.Nie ważne czy krzycza o wolności czy zeby przepuścić tramwaj. Fun jest ten sam. Co nie znaczy, że w tłumie tamtej manifestacji nie znalazłam oczu które mówiły to samo co ja myślę. Ale nie biłabym kobiety, która przez dwie godziny, w milczeniu stała z plastikowym zarodkiem wyciągnietym ku górze. Nie biłabym jej, pomimo tego, że stała pod zielonymi flagami. Ja ją zwyczajnie rozumiałam, bo to co robiła ( jako jedyna w tamtej grupie) było szczere i ( zabij mnie) godne szacunku i przejmujące. Ona nie krzyczała, stała w milczeniu i zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Co nie znaczy, że tym od flagi nie miałam ochoty wtłuc. Miałam. Po czarnej stronie... w skrócie: to nie jest temat na robienie sobie jaj. O ile wybór powinien należeć do kobiety I MĘŻCZYZNY (jednak) to trzeba pamiętać i mówić o tym że to trudny wybór. I że o takich rzeczach nie rozmawia się na festynie. Przyznasz... czteroletnia dziewczynka ubrana na czarno, z czarnym balonikiem i mamą robiącą jej zdjęcie na tle transparentów z waginami, ćipami to nie jest rzecz z którą można się identyfikować. Wywiad "chujwico" albo "być jak Maria Czubaszek - chciałabym ale jestem za cienka" Natali Przybysz - głupi i bezrefleksyjny, też nie. Ale! Twój argument o obozach jest argumentem ostatecznym. Pamiętam go i pamietam iż już kiedyś oddałm ci dzięki niemu rację. Z tym argumentem się nie dyskutuje. Będąc tam, na tamtym proteście - po zakończeniu "części oficjalnej" zrobiło sie naprawdę groźnie. No wiesz... anarchiści kontra narodowcy. Prawie stykali się klatami. Nie miałam wątpliwości po której stronie stanę w razie czego. Więc w razie czego stanę... Ale na razie... coraz mniej mi się chce. Znowu odkrywam że to jednak nie moja bajka.Ale czujna jestem. Z tym, że ostatnio mi wychodzi, że i ta druga strona na "czujność" załuguje. Bo gazowanie pedałów jest złe ale gazowanie katolików też! Wiem, że wiesz.

      A o czarownicy... ej ja ne powiem nic, bo co ja będę tłumaczyć komuś kto tak dobrze rozumie, coś co i wytłumaczyć i zrozumieć trudno. Od dawna zresztą :)A Twoja Jenifer... Jestem z niej bardzo dumna! O! I to jest coś z czym się identyfikuje bezboznie! :)))

      Usuń
  2. O pralkach zżerających skarpetki, i to tylko niedziurawe, napisano już tomy i na pewno nie powiedziano ostatniego słowa. Dziwnym trafem skarpetki udaje się sparować, kiedy z domu znikają dzieci. Na stałe. Wtedy i skarpetki robią się stabilne emocjonalnie, nie zmieniają partnerów, nie szukają przygód poza domem.
    Powiem więcej, nawet zlew przestaje się zapychać nowymi brudami.
    Taaaak, gdy nie ma dzieci w domu, to jesteśmy niegrzeczni, za to dom zaczyna być sterylny jak produkcja kineskopów.
    Wytrzymaj:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ty mnie hHelen nie strasz!!! Że jak dzieci i ich dziewczyny znikną z mego domu to i magia się skończy? O nie!!! Nie przeżyje tego! ;)

      Usuń